piątek, 7 października 2016

Jako mąż i nie mąż

A w istocie – jako debil po maturze. Bo w rezultacie po owocnych trzech latach studiów. I tych samych trzech latach egzaminów (notabene zdawanych w pierwszych terminach). Z napisaną pracą licencjacką. I po roku przerwy. Stwierdziłam, że mam to w dupie i się nie bronie. Zostając tym samym debilem po maturze.
Tłumaczyłam ten stan rzeczy zresztą długo. Że w końcu wiele Wielkich jest tylko po maturze. Choćby Kurt Vonnegut. Bowiem Vonnegut American College Testing* nie zdał. A ów testing jest czymś na wzór naszego egzaminu wstępnego przed studiami. Więc może i tylko po maturze, ale (jak widać) to o niczym nie świadczy.
Jestem debilem po maturze - sielsko w ten sposób żyło się przez jakieś trzy miesiące. Moje obecne miejsce pobytu to Anglia, która w Polsce straszy Brexitem. I na początku wydawało się to co najmniej ciekawe. Ale to, co pierwotnie interesujące zbrzydło mi i spowszedniało po kilku tygodniach okrutnie. Nie ekscytuje, a wkurwia. Może i na mojej półce stoją perfumy z wyższej półki. Ale co z tego, gdy w tych perfumach zmuszona jestem sprzątać kible. Nigdy do tej pory nie sprzątałam cudzych kibli, czy kibli innych, niż moje (a i tych nie sprzątałam). No, ale żadna praca ponoć nie hańbi. Ponoć.
Nigdy nie nazywałam się dziennikarzem, czy przyszłym dziennikarzem (nawet będąc jeszcze na studiach, gdy szansa na zdobycie tego tytułu była dużo większa). Toteż nie mogę teraz stwierdzić, że się moja dziennikarska żyłka odzywa, choć się (naprawdę) odzywa. Najczęściej podczas pracy, co to niby nie hańbi, a hańbi. W głowie otwiera mi (moje ego, zgaduję) wizje tego, do czego dziwne powołanie dalej czuję. I bardziej Pulitzer, niż Mr Muscle. Bardziej szacunek, niż pieniądze. Gdybanie takie zazwyczaj kończy się na tym, że biednym, ale powinnam być pismakiem. Po czym wracam do sprzątania moich (nie-moich) kibli.
Winię się nadal za te studia, chociaż dobrze wiem, że się tylko użalam nad sobą. Bo w gruncie rzeczy mam to w dupie. Że się nie obroniłam. Świadomie wybierając pozycję debila po maturze. Konfrontuję to czasem jeszcze z debilem bez matury. Co od razu pozwala mi czuć się tak jakby trochę lepiej. I już nawet nie myślę o Pulitzerze. I sprzątam kible (nawet) z uśmiechem. Kończąc i zaczynając każdy dzień od tego samego I don't wanna go work w domu.


















* Kurt był jednak po SAT-cie. ACT wprowadzono w 1959 roku. Vonnegut w 1942 roku zrezygnował już ze studiów. Występuje jeszcze coś takiego, jak GED. A jaka jest między nimi różnica, nie mam zielonego pojęcia. Najbezpieczniej zatem jest stwierdzić, że Vonnegut to debil po amerykańskim odpowiedniku naszej matury.