Nie wiedziałam, że istnieje coś, co
jest w stanie poruszyć mózg do myślenia o wspomnieniach bardziej,
niż muzyka. Flashbacki mają przecież tylko superbohaterowie w
filmach. Sporym zdziwieniem więc było dla mnie, gdy przeglądając
stare pliki na dysku, a dokładniej jakieś bardzo archiwalne teksty,
miałam przed oczami nie tyle opisywane w nich wydarzenia, co miejsca
i sytuacje towarzyszące samemu pisaniu. Przez te cholerną Rejsową
reminiscencje, chwyciłam starą, poczciwą Toshibę. Kierunek -
łóżko. Rzutem na taśmę rzut laptopem na kolana. I tak oto
postanowiłam nie odstawiać jej z łóżka, dodatkowo nie ubierać
się, nie myć, nie robić kawy, aż czegoś nie napiszę. I to
ostatnie było z wszystkich najbardziej motywujące.
Ptaki nie potrzebują nóg, by latać. Ja nie potrzebuję uczuć, żeby czuć. Publikacji, by pisać. Posiłków, żeby jeść.
Ten anarchistyczny okres sprzeciwów, przerwał przypadek. Konkretnie - zmienił go w ten sam protest, jednak wobec innych rzeczy. Szablonowy rozwój człowieka, jako komórki społecznej, któremu tak bezmyślnie przez chwilę się poddałam, zastąpiły stare, dobre procesy myślowe. I z powrotem zaczęło mi być obojętne. A ta apatia posuwa zawsze do ciekawych wniosków. Na powrót: nie obiad, a czekolada. Nie spotkania, a przebywanie. Nie wykształcenie, a wiedza. Sierpień przeżyłam dzięki subwencji matki. Z wiarą w to, że jeszcze zdołam być takim człowiekiem, jakiego sobie wymyśliła i czego zresztą ode mnie oczekuje. Szybko zmieniłam zdanie. A pieniądze potraktowałam bardziej, jak zapomogę, aniżeli dofinansowanie. Co przestało mnie obligować do jakiejś kretyńskiej wdzięczności. We wrześniu postanowiłam, że edukacje stawiam pod ogromnym znakiem zapytania. Natomiast duży wykrzyknik postawiłam przy rzeczach, które zaniedbałam. I którymi znowu chciałabym się zająć.
Tak też wygląda powrót Ogórków w wielkim skrócie. Z pominięciem kilku wydarzeń. W zamian ze szczegółowym opisaniem tych, które nigdy nie miały miejsca. Siedzimy nigdzie. Pijemy nic. George Ritzer w ten sposób opisał pustkę, w której ja spokojnie tkwię i piszę Ogórki w formie niczego.
Ptaki nie potrzebują nóg, by latać. Ja nie potrzebuję uczuć, żeby czuć. Publikacji, by pisać. Posiłków, żeby jeść.
Ten anarchistyczny okres sprzeciwów, przerwał przypadek. Konkretnie - zmienił go w ten sam protest, jednak wobec innych rzeczy. Szablonowy rozwój człowieka, jako komórki społecznej, któremu tak bezmyślnie przez chwilę się poddałam, zastąpiły stare, dobre procesy myślowe. I z powrotem zaczęło mi być obojętne. A ta apatia posuwa zawsze do ciekawych wniosków. Na powrót: nie obiad, a czekolada. Nie spotkania, a przebywanie. Nie wykształcenie, a wiedza. Sierpień przeżyłam dzięki subwencji matki. Z wiarą w to, że jeszcze zdołam być takim człowiekiem, jakiego sobie wymyśliła i czego zresztą ode mnie oczekuje. Szybko zmieniłam zdanie. A pieniądze potraktowałam bardziej, jak zapomogę, aniżeli dofinansowanie. Co przestało mnie obligować do jakiejś kretyńskiej wdzięczności. We wrześniu postanowiłam, że edukacje stawiam pod ogromnym znakiem zapytania. Natomiast duży wykrzyknik postawiłam przy rzeczach, które zaniedbałam. I którymi znowu chciałabym się zająć.
Tak też wygląda powrót Ogórków w wielkim skrócie. Z pominięciem kilku wydarzeń. W zamian ze szczegółowym opisaniem tych, które nigdy nie miały miejsca. Siedzimy nigdzie. Pijemy nic. George Ritzer w ten sposób opisał pustkę, w której ja spokojnie tkwię i piszę Ogórki w formie niczego.
Chyba też polubie ogórki. Siedzimy nigdzie, pijemy nic, utkwiło we mnie głęboko, wręcz przeszyło na wylot. Podobne stany miewam ostatnio.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń