piątek, 1 kwietnia 2016

Bezsenność w Seattle

      Miałam zły dzień. Naprawdę zły dzień. Zresztą. Jak cały tydzień. Tak, jak zły był ten miesiąc. I zły pewnie będzie cały rok. Wracając. Miałam naprawdę zły dzień. Który zapowiadał jeszcze gorszą noc. Chyba jest we mnie coś z zaradności, bo często zostawiam na mieszkaniu rzeczy na tzw. czarną godzinę. Nie mam nożyczek. Nie mam ani jednej czystej kartki. Sprawnych długopisów – też nie mam. Ale zawsze gdzieś kryje się przedmiot, który mógłby uratować mnie podczas apokalipsy zombie. Miałam zły dzień. Który zapowiadał ciężką noc. Która byłaby naprawdę ciężka, gdyby nie znalezione tabletki nasenne.
      Ziołowe tabletki na sen działają na mnie w ten sposób, że znieczulają jedną stronę twarzy. Uspokajają. Albo po prostu prowadzą do udaru mózgu. Kto wie co się tam właściwie dzieje. Powodują, że prawy profil mam jakby lekko sparaliżowany. I ten niedowład sprowadza drugą (lewą) półkulę do podstawowych czynności. Takich, jak mechaniczne pisanie czegokolwiek. Toteż siedzę. I piszę. Z automatu. Chociaż sama nie wiem, o czym.
      Samotność. Niebezpieczne słowo. Chyba nigdy do końca nie byłam samotna. Tylko przyzwyczajona do większej rotacji na moim mieszkaniu. W gruncie rzeczy lubię samotne wieczory. A gdy zaczynam się bać momentu zasypiania (albo właśnie niezasypiania), to zawsze jest obok coś, co mi w tym pomoże. Zazwyczaj butelka wina. Czy inne specyfiki. I chociaż następnego dnia wcale nie czuje się, jak młody bóg. A już na pewno nie, jak młoda bogini. To poranny letarg (w połączeniu z kacem) trwa jakąś godzinę po przyjściu do pracy. Później zaczynam się budzić do życia. Albo po prostu – budzić w oczekiwaniu na wyjście z niej do domu.
      Wracając. W gruncie rzeczy nigdy nie byłam naprawdę samotna. Ja po prostu nigdy nie jestem w stu procentach szczęśliwa. Czy też szczęśliwie zakochana. Na domiar złego wiecznie pozostaję w dziwnym konflikcie ze światem. I z normami, których, według ludzi szczęśliwych, przestrzegać powinnam. A ludzie szczęśliwi? Ci wydają się czasem nieco niebezpieczni. Bo kto wie, co takiemu strzeli do głowy. Sposób, w jaki okazują to swoje szczęście przypomina bardziej depresję psychopaty. Nie respektują obecności problemów innych. Nie okazują zrozumienia. Egoistyczni socjopaci.
      Melatonina. Uspokaja. Nie pamiętam, czy ten dzień był zły, czy dobry. Czy w ogóle był. I co się podczas wydarzyło. Pamiętam, że gdzieś obok są problemy. Są tym, co utrzymuje mnie przy życiu i zmusza, żebym włożyła w to wszystko choć trochę wysiłku. Przynajmniej tyle, żeby ich uniknąć. Dlatego o nich pamiętam. Choć codziennie robię wszystko, żeby zapomnieć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz